Teatr Jednego Radpsoda
Strona Główna

W Repertuarze

„Wędrowność Pieśni (mp3)”

w oparciu o utwory: 
„ Król Duch” Juliusza Słowackiego,
„Krakus” Cypriana K. Norwida,
„Wyzwolenie” Stanisława Wyspiańskiego


Pieśń Błogosławieństw

(fragmenty)
 
Wtenczas ja, wzbity modlitwą nad miarę,
Zacząłem składać wszystkie moje moce: Tu płomień - tam pieśń; tak straszną                                         poczwarę
  Rozbijał piorun, co wnętrze druzgoce.
Leciały z wiatrem moje moce stare,
Jak wysadzone minami pałace.
Duch, który wieki zamyślone stworzył,
Uczuł je w sobie - i ofiarę złożył.


I wyższy coraz... nad chatę wieśniaka,
Nad lipy... i nad mieszkanie bociana...
I nad skry, które pod skrzydłami ptaka
Nie wytrąciły go z postaci dzbana
I urny - bo stał i dziób na kształt haka
Trzymał na piersiach, postać zadumana,
Która się pieśnią nie mogła objawić!
Zacząłem łzy lać z nim... i błogosławić:
 

Choćby już nigdy myśl zbrojami świetna
Nie powróciła na tę ziemię ze mną,
Znienawidzona za to, że szlachetna,
Chce jasnej broni, a gardzi nikczemną;
Choćby już tylko miodem prostym kwietna,
Z myślą - jak chłopek prostą, ale ciemną,
Ojczyzna ta wstać miała i w postawie
Chłopka się kłaniać Panu - błogosławię.

.......................................................

Tam walka krwawa o ścierwo i jadło!...
Tu cisza, pokój, błękitna pogoda.
I w ogniu moim strzaskane widziadło:
Duch nieznajomy dawnego rapsoda...
Niechajże, Panie, i socha, i radło,
I niestrudzona myśl, bo jeszcze młoda,
A piękna jak sen widziany na jawie,
Wstaną... niech wiecznie kwitną! -    błogosławię.

Impresja Krzemieniecka (-skrót) (mp3)

W mroku zostawiam ją - lecz pod aniołów
Skrzydłami, które w tęcze ją oprzędą...
Sam idę... i gdzieś - z rykiem smętnych         wołów,
Gdzieś przy miesiącu z pastuszków kolędą
Wyglądać będę, aż ze złotych stołów,
Do których prosi Bóg - a chłopki siędą,
Przyniosą mi chleb wędrowne żurawie:
Ptakom i stołom ludu - błogosławię.
 

Gwiazdom gwiaźdżącym po łąkach -               i kwiatom,
I lasom, które w ciągłych płaczą szumach,
I pięknym wiosnom... i złocistym latom...
I starcom, którzy pogrążeni w dumach,
Wesołym sercom - i dworom - i chatom
I ogniom, które dziś rodzą się w tłumach,
Bez czasu będąc... ale w bożej sprawie:
Siódmy raz zdaję moc... i błogosławię

Impresja Krzemieniecka (skrót) (mp3)

   W poemacie „ Król - Duch” jest wers, który kończy się słowami „...wędrowność pieśni.”

Kiedy zacząłem wczytywać się w tekst zamieszczony w grubych tomiszczach wydania dzieł wszystkich Juliusza Słowackiego i trafiłem na owe strofy, nabrałem przeświadczenie, że tak należałoby nazwać to artystyczne przedsięwzięcie.

Jak teraz mówić „Króla - Ducha”? A może śpiewać? Jeśli śpiewać, to jak? Ów rapsod, o którym wspomina Słowacki robił to. Grał na lirze i śpiewał. Przedstawiał w swoim śpiewie chyba wszystko. To, czym żyli wówczas ludzie, i to, co ich czekało po śmierci. Śpiewał o światach pozaziemskich, wędrówkach duchów itd. To wszystko śpiewał. To wszystko wyśpiewywał.

Próbowałem w najprostszy sposób śpiewać fragmenty. Nie przypadkowo dobierane, lecz takie, z którymi czułem jakieś powinowactwo. Były to punkty krystalizacji. Początkowo nieokreślone, niejasne, ale jednak na tyle wyraźne, by dany fragment coś we mnie poruszał. Zaczęły wyłaniać się z tego pieśni, które nabierały określonego charakteru, zyskiwały nazwę. Poszczególne pieśni wyłaniały się niczym wyspy z oceanu, wokół których przybywało lądu. 

Jak to śpiewał ów rapsod? Zapewne tak, by być rozumianym. Ale i tak, by to, o czym śpiewał słuchaczom i widzom  przedstawiało się możliwie intensywnie przed „oczyma” ich dusz. By się działo, tu i teraz.

Co do tego czy warto - wątpliwości nie miałem. Jedyny taki poemat, zawierający w sobie „to, co było, to, co jest i to, co będzie” (Tak mi  o nim powiedział pewien święty starzec(*), któremu wspomniałem, że pracuję nad „Królem - Duchem”) nie dawał mi o sobie zapomnieć.
Idea „wędrowności pieśni” z jednej strony  i ta niezwykła, wyżej wymieniona cecha poematu z drugiej,  stanowiły klucz do sposobu pracy nad znalezieniem właściwego wyrazu, właściwej formy wypowiedzi.

Jak być rapsodem współcześnie? Czy jest to możliwe?

Oparcie się na doświadczeniach Teatru Laboratorium Jerzego Grotowskiego, a także dostępnych tekstach Jerzego Kotlarczyka, twórcy nieistniejącego już niestety Teatru Rapsodycznego, było dobrym punktem wyjścia do szukania odpowiedzi.

Pracę nad „Królem - Duchem” zaczynałem jeszcze w pierwszej połowie lat osiemdziesiątych. Jednak wówczas nie doszło prezentacji. Wykonywałem jedynie jedną z powstałych wówczas pieśni, którą nazwałem „ Pieśnią Błogosławieństw”.
Potrzebowałem wielu lat wędrowania, by przekonać się do zasadności takiej prezentacji. W przygotowaniu, poza własnymi poszukiwaniami warsztatowymi, pomocne okazały się:

- doświadczenia wyniesione z Teatru Laboratorium,
jak już wyżej wspomniałem,
- forma śpiewu, do której z kilku współpracownikami, doszedł
w swoich wieloletnich pracach badawczych Jerzy Grotowski w Pontederze,
- „Sztuka żywego słowa” Jerzego Kotlarczyka, w której postawił przed przyszłymi „wykonawcami” bardzo szczególne zadania,
- doświadczenia wielu współcześnie działających grup teatralnych szczególnie tych, które powołują się na inspirację ideami i działalnością Jędrzeja Cierniaka, metodycznie pracując nad sposobami używania głosu, nawiązując przy tym do muzyki ludowej (w ujęciu cierniakowskim).

Przywracanie tożsamości, powrót do odwiecznych źródeł, również cały nurt w muzyce (muzyka folkowa) przedstawiają potrzeby w tym zakresie, potrzeby niezaspakajane nachalną i komercyjną globalizacją, chcącą w każdym widzieć jedynie, podporządkowanego niczym zombi, konsumenta z supermarketu.

Dlatego, mimo iż jest to wyzwanie tak trudne, zdecydowałem się „Wędrowność Pieśni” prezentować. Co więcej - liczę na innych, którzy być może zechcą przyłączyć się do wykonywania
„Króla - Ducha”. Samemu mogę przygotować jedynie część tekstu. Gdyby tak przyłączyli się inni, którzy w dziele Juliusza Słowackiego również znajdą dla siebie źródło inspiracji i tych głębokich przeżyć, które są moim udziałem, moglibyśmy odśpiewać znaczną część poematu. Może kiedyś cały. Wyobrażam sobie to w ten sposób, iż spotykamy się gdzieś w odpowiedniej scenerii i po kolei wykonujemy przygotowane wcześniej fragmenty. Na przykład tak,
jak to robili wykonawcy Kalewali.

„Król - Duch” to wciąż „...pieśń niedośpiewana”.

Czas na kontynuację byłby najwyższy.  Tak, jak z wielkim pietyzmem historycy literatury poskładali każdą odmianę tekstu „ Króla - Ducha”, tak teraz kolej na wykonawców poematu o tym:
co było, co jest i co będzie.

 
Kraków. 2. Listopada 2006.
Janusz Grzesz


(*) Był to Franciszek Walczowski.
 
 
Strona Główna  W Repertuarze